...nie byłam dużo bardziej szczęśliwa. Zaczął mi przeszkadzać zapach moich włosów, z resztą pewnie nie tylko moich. A przed nami jeszcze tyle godzin jazdy!
Jak na dzielną podróżniczkę przystało, wytrwałam do końca podróży. Cóż, nie miałam innego wyjścia. Jeszcze tylko gadka rezydenta, rozlokowanie do domków, wzięcie bagaży i można się kąpać!
Eeee, nie. Nie można. W czteroosobowym dziesięciometrowym domku nie jest tak łatwo cokolwiek zrobić, a tym bardziej wziąć prysznic. Odczekanie w kolejce, odnalezienie potrzebnych rzeczy i przedarcie się przez resztę dziewczyn do łazienki bardziej przypominało obóz przetrwania, nie młodzieżowy. Zamiast szyb były moskitiery, bo komarów tam jak dżdżownic po deszczu. Pytanie czym zasłonić okno krążyło po mojej głowie aż do końca kąpieli, kiedy odkryłam, że są okiennice... tyle, że zamykane od zewnętrznej strony.
Trzeba przyznać, że camping do najgorszych nie należał. Dużo roślinności to dużo cienia. Dla kogoś takiego jak ja- szybko opalającego się na czerwono- było to jak wybawienie. Krany do obmycia nóg z piasku, sklep, basen, pizzeria, do której chodziliśmy po niedobrym obiedzie, i co najważniejsze- plaża położona dosłownie dwa kroki od domku. A tam już czekały na nas rozłożone parasole i leżaki. Słodkie lenistwo można zacząć!